Strona 4 z 4 Jan i Krysztof Denhoffowie KOLĘDA Jezus - Bóg i Człowiek w stajence betlejemskiej narodzony Pieśń Co-ć się dzieje, szczodry Panie? Zaraz jęczysz, płaczesz, łkanie Ustkami purpurowemi Wydajesz między niememi Wołem, osłem, bestyjami, Wzgardzonemi źwierzętami. Gdzie stajenka nieużyta Akwilony drzwiami wita, Gdzie mrozy siwe mieszkają, Ciepłe lata precz mijają, Śnieg gdzie mlekiem farbowany Przyodział spróchniałe ściany, Stajnie ogrodził wałami I nietrwałemi skałami Dżdżu zmar<z>łego, kędy ani Wróblik nędzny, ani łani, Ani zając, ni jelenie Mogą stawić swoje knieje. Sowa nawet, nieprzyjazna Światłości, swojego gniazda Tam nie ma. Eurus z poszycia Drze słomę, zbójca, pożycia Gmach nie twego, rozwalona Ściana jedna, nakrzywiona Oto druga na dół leci, Dach gęstemi okny świeci, A podpory zawaleniem Straszą nagłym i zginieniem. Z alabastru uciosany Albo z złota pałac lany Tobie gwoli miałby sławny Polikletes, grób swój dawny Opuściwszy, robić ręką I po dziś dzień nam pamiętną, A szarłatu od Sydona Zaciągnąwszy, obić łona Ścian nierozumnych. Indyjskie Perły i miękkie tyryjskie Dery zdobić miały progi Twe, królewicu mój drogi, Lecz wszytko opak: żłób - łoże (Co wżdy czynisz, o mój Boże?) Panu świata, gdy się rodzi. Za sługę z wołem uchodzi Osieł uszasty, za gmachy Pańskie oszarpane dachy. Kto mi to da, abym w złote Obrócił się kruszce, w flotę Lub srebra z lochów perwańskich, Lub w spiże z królestw hiszpańskich, Lubo w marmur Albanijej, Lub w alabastr Enotryjej, Lub w wieczne cedry libańskie, Lubo w kupresy syjońskie, Lub w dąb wieki nieprzeżyty, W cegłę i cegielne nity? Tu byś dopiero na lata Wieczne cudo ósme świata Widział, Jezu, zgotowany Gmach, pokoje i altany Godne twojej wielmożności, Mej znak wiernej uprzejmości. Wy przynamniej zaśpiewajcie, Wojska nieb ognistych, dajcie Boską cześć Bogu małemu, Rzewnie w jasłkach płaczącemu, Obłok dżdżysty niech rozbije Lutnia, która smutki myje. Trzęś się ziemio, zagrzmi morze, Pokłońcie się ranne zorze. I ty, niebo, uderz czołem, Co ustawnie chodzisz kołem. Alić się Jezus rozśmieje, Zadatek dobrej nadzieje, Iże poty nie zaginie Walecznych Denhoffów imię, Póki Arkturus dżdże rodzi I Oryjon w Wołu godzi, Póki skazy nie zna żadnej Z ognia Wieniec Aryjadnej. Spojrzy, Jezu, Boskim okiem Na Elżbietę, która krokiem Cnych Bylofów następuje, W przednich cnotach gdy przodkuje Przodków swoich. Jej miesięcy Niech dwanaście, jak najwięcy Wieków złotych i bez winy, Ciągną poczwórne godziny. Radość, pokój i wesele, Zgoda, miłość, przyjaciele Niech się mnożą i kołowrót Szczęścia nie skoczy na odwrót, A czas, ociec niepamięci, Denhoffów sławę poświęci. Rzekłem, ali-ć słońce z morza Wyjrzy, szczęśliwości zorza. Płyną wieki Saturnowe, Mądry lata Janus nowe Ukował ciche Janowi, Miłej ojczyzny synowi. Światu sama wieczność powie, Że Denhoff odważył źdrowie, Aby pod niebiosa sława Szła czwartego Władysława.
|